Oj dawno mnie tu nie było... a wszystko spowodowane przez obrone a następnie jej oblewaniem. Jednak mimo osłabienia po tej drugiej cześci wybrałem się dziś na rower spokojną traską na Paczółtowice i Czerną ale w odwrotnym kierunku niż zazwyczaj.
Od kilku dni miałem zamiar wybrać się na szosie do Miękini porobić sobie podjazdy:) ale dziś tak wiało że asfalt odpadał. Jedynym wyjściem było ułożenie trasy pod górala w gęstych lasach. Szybkie spojrzenie na mape i obrałem sobie dwa cele. Pierwszym z nich był Wąwóz Simota koło Regulic. Słyszałem o tych rejonach dużo dobrego i się naprawde nie zawiodłem:) Kolejnym celem był odcinek żółtego szlaku pomiędzy zamkiem w Lipowcu a Chrzanowem. Jednak o tej trasie nie jestem w stanie dużo napisać. Przez późną godzinę oraz deszczowe chmury zrobiło się dosyć ciemno i zamiast kontemplować szlak cały czas obserwowałem i nasłuchiwałem otoczenie czy mnie jakaś leśna buka nie ma zamiaru zaatakować:P Na koniec wycieczki spotkała mnie dosyć dziwna przygoda. Jadąc już przez Ciężkowice puściłem kierownice aby nałożyć okulary i w tym momencie mój rower wpadł w wibracje. Mało brakowało a bym zaliczył solidną glebe na asfalt przy prędkości 35km/h. Jeżeli ktoś nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to wyglądało to przedstawiam efekt "Speed wobble" na przykładzie motoru.
Wąwóz Simota, tutaj można poćwiczyć górską jazdę:)
Dziś z Januszem i Funiem skoczyliśmy na Jure wykręcić 200km (moje pierwsze). Pierwszym naszym celem były zamki w Mirowie i Bobolicach, i tą część trasy przejechaliśmy szybko i sprawnie. Po 70km zaczeły się dla mnie schody, a mianowicie dopadł mnie kryzys. Myślałem że nie dam rady dojechać do Olsztyna i wrócić do domu. Jednak po wlaniu w siebie 0,5 litra wody zaczeło jecheć mi się coraz lepiej, ale cięgle jeszcze dokuczał nam wiatr. W drodze powrotnej temperatura zaczeła rosnąć i z każdym kilometrem jechało mi się coraz lepiej, nie czułem zmeczęnia oraz nogi dostały odpowiedniej mocy do atakowania podjazdów:) Wycieczka udana, zresztą jak każda z Januszem i Funiem, momentami nie mogłem wytrzymać ze śmiechu, a momentami się nie odzywaliśmy ponieważ każdy miał swój mały kryzys na trasie. Nie będę opowiadał co widzieliśmy po drodze bo to pokażą zdjęcia, których ja zamieszcze kilka a całem mnóstwo będzie można podziwiać na profilu Funia oraz Janusza.
Pogoda rano nie była zbyt objecująca przez co z wypadu zrezygnowało 2 kolegów.
Jednak po kilkunastu kilometrach drogi były już suche.
Takie krajobrazy towarzyszyły nam przez całą wyprawe.
Jedyny otwarty sklep w okolicy.
Skała "Okiennik"
Dobrze jest mieć się na kim wesprzeć w ciężkich momentach:)
Na prostej :)
Funio pozuje przed zamkiem w Mirowie.
Odbudowany zamek w Bobolicach, zwiedzanie 10zł.
Te dwie postacie w szczelinie to Funio i Janusz.
Dziś nie obyło się bez procesji.
Ciekawe z czego Funio tak się śmieje?
Janusz napełnia bidony źródlaną wodą.
Pałac w Złotym Potoku.
Pałac w Złotym Potoku.
Funio czeka na chwile przyjemności:)
Janusz pokazuje co o mnie myśli:)
Staraliśmy się wracać bocznymi drogami z podjazdami na które nie było już siły.
Wybraliśmy się o 8:00 pojeździć sobie spokojnie 2-3godz. w okolicach Chrzanowa. Skończyło się na tym że w domu byłem o 13:00 i nie było tak lajtowo bo zaliczyliśmy 7 podjazdów oznaczonych znakiem informującym kierowców o sporym nachyleniu. Od Klucz dokuczał nam wiatr, a ostatnie 15km jechaliśmy w deszczu ale mimo to wycieczka zaliczona do kategorii "bardzo udanych" :)
Pogoda dzisiaj nie była zachwycającą. Chmury, silny wiatr i deszcz mogliśmy doświadczać przez większość dnia. Jednak cała ta nieprzyjemna aura uległa zmianie w momencie mojego wyjścia na rower. Dowody przedstawiam poniżej....
Pierwszą kąpiel słoneczną doświadczyłem na górze Wielkanoc w Ciężkowicach.
Panorama na Ciężkowice.
Jadąc przez Dolinę Żabnika miałem postuj na poziomki:)
Pusta droga na Przymiarki.
W Przymiarkach, miejscowość składającej się z kilku domów, zawsze panuje niesamowity spokój. Uwielbiam tędy jeździć.
W okolicy Burek znalazłem fajne zakola Sztoły. Podczas upałów wybiore się tu chyba okąpać ponieważ woda jest krystalicznie czysta.
Od jakiegoś czasu miałem pewnien pomysł na szosową trase po Jurze. Już kilka dni wcześniej wiedziałem że nie pojade sam bo Van też był chętny coś pokręcić. Dodatkowo dałem znać Januszowi i Funiowi o wypadzie, a oni szosowych wypadów nie odmawiają, i w tak doborowym skłądzie ruszyliśmy przed siebie. Wypad bardzo udany ponieważ jazda w takiej ekipie to czysta przyjemność. Jednak nie będę się tu jakoś rozpisywał tylko podam kilka najważnieszych faktów z dnia dzisiejszego: - przejazd piękną Doliną Prądnika, czyli przez Ojców - kłopoty Janusza z kołem, część I - zjazd Doliną Szklarki w kierunku Krzeszowic - kłopoty Janusza z kołem, część II :P:P - super podjazd pod Miękinię - festiwal V-max'ów (Funio i Van - 82km/h, Janusz - 80km/h, ja - 75km/h) - podjazd pod Paryż - jazda do Myślachowic ze średnią 45km/h:)
Więcej tekstu oraz ciekawe zdjęcia z wycieczki będzie można znaleźć na: Funio, Van, Janusz507
Vanowi zimno w kolana :)
Uzupełnianie płynów na potęge:)
Van i Janusz podjeżdżają do Paryża :)
Dodatkowo chciałęm dodać że zrobiliśmy 980m podjazdów co jest super wynikiem w naszych okolicach, a mi osobiście dziś walneły 4tys km na rowerze w tym roku:)
Wychodze rano na podórko i widze że trawa wymaga skoszenia. Jednak podobnie jak wczoraj Funio stwierdzam, że człowiek jest zbyt słaby aby walczyć z siłami matki natury i odpuszczam strzyżenie. W zamian funduje sobię trase na szose:) Celem był odcinek drogi, pomiędzy Jerzmanowicami a Krzeszowicami, na którym znajdują się Słonecze Skały oraz piękna Dolina Szklarki. Wycieczka udana w 120%, mimo iż brakowało mi sił to jechałem cały czas z bananem na twarzy. Wykręciłem w jednym momencie nawet ładny V-max: 73km/h :) Dodatkowo zrobiłem sporo podjazdów jak na nasze tereny bo aż 640m.
Prowiant na drogę, który szybko znikł i musiałem jechać na oparach.
Jazda przez wioski za Olkuszem była dobrym pomysłem.
Kawałek Słonecznych Skał.
Dolina Szklarki jest atrakcyjna przyrodniczo. Posiada bowiem zalesione zbocza z licznymi skałkami wapiennymi i ostańcami wierzchowinowymi. Dnem doliny biegnie nowa asfaltowa droga równa jak lustro:)
Kościół św. Marcina w Krzeszowicach tak zachwycił mnie swoimi doskonałymi proporcjami na fasadzie z piaskowca że aż zatrzymałem się zrobić zdjęcie tej neogotyckie budowli :)
Za Krzeszowicami wybrałem drogę przez Miękinie co było genialnym wyborem bo jest tam konkretny podjazd, prawie jak w górach. Potem szybki zjazd i kolejny sztywny podjazd pod Paryż:) Trasa miodzio, mogę wybrać się tam jeszcze raz jak będą chętni:)))
Dzisiaj przyszło mi nowe siodełko do górala i zamast go przestesować, wolałem jakoś bardziej iść na szosę. Mało czasu było więc założyłem sobie że skoczę tylko na Bukowno i wrócę przez Sławków. Jednak już za granicą Jaworzna pomyślałem że mógłbym pojechać do Kuźniczki zrobić zdjęcie budynku "wiszącego" nad Przemszą. Kiedyś to był chyba dom właścicieli młyna, który się tam znajdował. Aktualnie na tym terenie jest mała elektrownia wodna i niby w budynku wiszą firanki, ale nie jestem pewny czy ktoś tam mieszka. Droga powrotna odbywała się już głównie według wcześniej założonego planu.
Taka tam sobie lajtowa wycieczka z kumplem, wolnym tempem aby chłonąć widoki oraz świeże powietrze:))) Trasa prowadziła przez: Sosine - Piaskownie - okolice Boru Biskupiego - Luszowice - Cięzkowice - Dobrą.
Panorama na czynne wyrobisko piaskowni obok Boru Biskupiego.