Uczyść się trzeba, ale żeby kolejna partia wiedzy wchodziła lepiej to i na rower iść trzeba!:P Jednak dziś musiałem sobie wyznaczyć jakiś bliski cel, i wpadłem na pomysł żeby jechać odwiedzić babcie w Byczynie. I tak ze Szczakowej przez Dobra, Wilkoszyn, Skałke, Grodzisko, nową nieczynną jeszcze obowdnice i Jeleń dotarłem do celu. Posiedziałem troche, pogadałem z dziadkami i zostałem wygoniony hasłem "jak Ty tak będziesz jechał po omacku" :D Wracałem tą samą drogą wioząc w jednym koszyku bidon a w drugim zaczyn swojskiego żurku. Teraz bez niepokoju o jutrzejszy obiad mogę już iść się uczyć:P
Po ciężkim weekendzie przyszedł czas na rower. Wybraliśmy się z Bartkiem przed siebie, a z czasem wpadł pomysł żeby skoczyć na Płoki terenem. I tak przez Doline Żabnika i Siersze suneliśmy lasami w kierunku naszego celu. Prędkości na prostych dochodziły do 22km/h :) ale dobrze sie tak jechało bo nikt nie miał weny żeby pocinąć mocniej. Jedynie tyłek troche boli od takiej wolnej jazdy. Wracaliśmy z Płoków też lasami ale coś pobłądziliśmy i zamiast wylądować w Bukownie wyjechaliśmy w Olkuszu. Ale i dobrze poznałem kawałek nowego terenu. Lasy w tamtych okolicach są wielkie. Aby opisać ich klimat możnaby zacytować fragment jakiejś bajki. Nic tylko zejść z rowera walnąć się na trawke i leżąc chłonąć spokój tam panujący. Jednak przestrzegam wszystkich, na większości ścieżek jest dużo piachu z którym trzeba walczyć aby poruszać się do przodu.
-Dzień dobry panie doktorze Nedvet z tej strony się kłania Ja w sprawie wyników dzwonię -Panie Nedvet obawiam się, że mam dla pana smutną nowinę Może lepiej by było gdyby pan usiadł Obawiam się, że...naprawdę nie wiem jak to powiedzieć Ale podejrzewam, że jest pan nosicielem cyklozy - ale jakto? dlaczego? co to oznacza? - jest to nieuleczalna choroba która opanowała Pana umysł i ciało - ale Panie doktorze ja jestem jeszcze młody, całe życie przedemną, chce żyć - Panie Nedvet jest jeden sposób pozwalający żyć z tą chorobą musi Pan pędzić najdalej, najwyżej i najszybciej jak to jest tylko możliwe. Wtedy widoki będą cieszyć oczy, płuca dostaną metry sześcienne tlenu a pęd roweru będzie wyzwalał w Panu niezliczone ilości hormonu szczęscia który pozwoli przeżyć w normalnym świecie do następnego wypadu na rowerze:)
Dziś pojechałem z Funiem do Pilicy bo mieliśmy tam rezerwacje:D
Dawno nie byłem na dłuższej wycieczce asfaltem, wiec kilka dni temu zapalowałem przejechać trase którą często jeździłem w tamtym roku. Celem było kilka małych miejscowości za Kluczami (Kwaśniów, Ryczów, Żelazko i Śrubarnia), w których panuje klimat jaki lubie, czyli: cisza i spokój. Można podziwiać również jurajskie widoki jadąc mało uczęszczanymi przez samochody asfaltami które co chwile pną się w góre albo opadają w dół. Dla mnie poprostu raj:)
Miałem dziś nigdzie nie wychodzić i uczyć się cały dzień. Jednak o 17:00 dostałem propozycje wyjścia w teren. Jeżeli o mnie chodzi to ja pacierza i roweru nigdy nie odmawiam. Miała być godzinka a wyszły ponad dwie:) Mimo że dziś zaliczyłem niezaplanowaną wycieczke to jutro wybiore się na zaplanowaną szose:)
Wybrałem się terenem przez Burki w stronę Bukowna. Koło Sosiny spotkałem Janusza który miał już w nogach 70km i wracał do domu. Jednak nietrudno było go namówić na dodatkowe 40km w terenie. Poniżej trasa naszej wyprawy...
Kiedy w zime ogłoszono że Zabierzów będzie jednym z etapów Powerade Marathonu to już wtedy wiedziałem na 100% że będę uczestnikiem tej edycji. Kilka miesięcy czekania, i wkońcu 15 maja zbliżał się coraz szybciej. Niestety wszystkie prognozy od tygodnia pokazywały że w ten dzień ma padać. Na szczęscie nie lało od samego rana, wiec na trase wyruszyłem suchy i jechało mi się całkiem dobrze. Taki stan nietrwał długo, bo gdzieś od 20km robiło się coraz bardziej mokro a na polach wiało konkretnie. Trasa zamieniała się z suchej w błotną. Pierwszą jej ofiarą była dziewczyna z teamu Kelly's która wyleciałą ze zjazdu do Doliny Eliaszówki i spadła kilka metrów w dół do wąwozu po kamienistym zboczu. Nie wiem do końca co jej się stało, ale widziałem że wstała na nogi. Kolejna część trasy nie była łątwa ale jakoś dawałem rade. Do prowadzącego traciłem 17min. Terror dla mnie zaczął się od Czubrowic, gdzie błota już było bardzo dużo i musiałem walczyć o utrzymanie pionowej pozycji na płaskiej drodze, a o zjazdach nawet niepisze. Na ostanich 15 km straciłem całą motywacje przez moje opony które wogóle niedawały rady w tych warunkach. Wtedy minęło mnie kilkunastu zawodników. Finisz do mety w połowie odbywał się jazdą korytem strumyka, którego lodowada woda schłodziła moje nogi i na końcówce walczyłem ze skurczami w obu nogach. Dojechałem na 132 pozycji na 572 startujących. Nie jest to zły wynik ani dobry, ale ciesze się że dojechałem do mety i mogłem ubrać się w suche ciuchy i zjeść ciepły posiłek:)