Rozkręcanie nóg po ciężkim weekendzie. Nareszcie temp. które zaczynają mi odpowiadać:) a szeroko omijana przezemnie droga na Bukowno stała się rowerową mekką. Niestarczy palców u rąk i nóg żeby policzyć wszystkich jadących tam kolarzy.
Trasa: Wisła Podmalinka – Smerkowiec (835m n.p.m.) – Przełęcz Salmopolska (934m n.p.m.) – Malinów (1114m n.p.m.) – Zielony Kopiec (1152m n.p.m.) – Gawlasi (1076m n.p.m.) – Magurka Wiślańska (1140m n.p.m.) – Barania Góra (1220m n.p.m.) – Wisła Czarne
5:00 wstaje z łóżka, pada deszcz ale się zbieram. Dzwoni Nemo, rozmawiamy chwile czy jechać w taką pogodę ale w końcu się decydujemy. Całą drogę autem pada i to konkretnie. Przyjeżdżamy na parking w Wiśle niedaleko skoczni Adama Małysza i w tym momencie deszcz ustaje.
Dosłownie za moment pokazuje się pierwszy skrawek czystego nieba i wychodzi tęcza. Wizja deszczowo-błotnej wyprawy znika, więc humory poprawiają nam się o 100%. Szybko wypakowujemy rowery i z bananem na twarzy ruszamy w góry. (foto by Nemo)
Na początek podjeżdżamy zielonym szlakiem na Smerkowiec. W tle po prawej widać skocznie.
Wyjechaliśmy dopiero kawałek pod góre, a widoki robią się już przednie. (foto by Nemo)
Po chwili gubimy szlak i tym samym fundujemy sobie pchanie rowerów pod góre, ale naszczęście niedużo.
Po odnalezieniu właściwej drogi kierujemy się na Salmopol. Tam wcinamy obiad i rozmawiamy z 60 letnimi bikerami którzy śmigają na fullach:)
Przed Malinowem spotykamy kolege Nema, który jedzie z nami prawie aż do Malinowej Skały, a potem odbija na Skrzyczne. (foto by Nemo)
Jeszcze zanim się rozdzieliliśmy mnie spotyka "Psssssst" (foto by Nemo)
Nemo walczy ostro ze stromym podjazdem, a w tle ścieżka którą przed chwilą jechaliśmy.
Ostatni podjazd pod Baranią, który bardzo mi się podobał, bo prawie w całości można pokonać go w siodle. (foto by Nemo)
I oto cel naszej wyprawy, widok z platformy na Baraniej Górze.
Tego dnia Nemo zrobił mi dużo fajnych zdjęć. (foto by Nemo)
Co on tam robi przy tym drzewie?
I wszystko jasne, podziwia widok na Tatry:) (foto by Nemo)
Teraz pozostał już tylko zjazd bardzo trudnym niebieskim szlakiem do Wisły, na którym moja rama wyginała się na boki jak z plasteliny. (foto by Nemo)
Tak wygląda początek największej rzeki w Polsce i w tym miejscu kończy się moja wycieczka z Nemem. Było super minęło dopiero kilkanaście godzin od powrotu do domu, nogi jeszcze bolą ale w każdym momencie spakowałbym rower i objechał jeszcze raz tą trase.
Dla odmiany dziś wyskoczyłem w teren. Po wczorajszym serwisowaniu rower sprawował się świetnie i dzieki temu mi również jechało się wspaniale. Do momentu w którym przyszło mi przejechać kałuże na czerwonym szlaku pomiędzy Jeziorkami a Cięzkowicami. Ta kałuża miała może z 75m ale wydawało mi się że jest płytka wiec ruszyłem przed siebie. I od 13 kilometra przyszło mi jechać z kompletnie mokrymi nogami:) Z Ciężkowic miałem już wracać do domu ale dołożyłem jeszcze pętle na Doline Żabnika.
Dziś rano jak wyszedłem z domu to doznałem szoku związanego z temp. bo już się przyzwyczaiłem do tych 15-20 stopni. Naszczęscie miałem na rower czas dopiero popołudniu i do tego momentu powietrze nagrzało się do tych 7 stopni:) Traska ostatnio moja ulubiona pod szose, czyli kierunek Sławków i Krzykawka, plus dokładka w postaci powrotu przez Trzebinie. Ogólnie dziś testowałem nowy telefon, podczas drogi zapisywałem tracka GPS i robiłem zdjęcia. Rezultaty poniżej...
Mój rower i piaskownia, a w tle Diabla Góra i Elektrownia Siersza.