Dziś po długiej przerwie spowodowanej wczasami wsiadłem na rower. Miałem plan objechać moje dwie pętelki pod szose czyli Euroterminal oraz Siersze. Na początku jechało się spoko, ponieważ świeżość nóg pozwoliła cisnąć. Potem było już tylko gorzej, moja forma nie wróciła ze mną z wczasów, musiałem się nieźle namachać żeby dojechać do domu, a średnia i tak słaba a nogi zmasakrowane:)
Miałem nigdzie nie jechać na rower ponieważ byłem umuwiony ze znajomymi na Sosinie. Jedank jakoś tak wstałem wcześnie i nie miałem co robić, wiec szybko wrzuiłem rower na dach auta, ubrałem kolarskie gatki i czym prędzej pognałem w kierunku dolinek. Moim celem była jazda tylko terenem, nawet nie brałem ze sobą mapy. Rower sam wybierał ścieżki po których ma ochote jechać i dzięki temu odkryłem nowe odjechane ścieżki które zadowoliły by bardzo kolegów na fullach :)
Jako że wybrałem się na weekend ze znajomymi do Ustronia, to korzystając z okazji wziąłem ze sobą rower. Z kilku powodów jednak nie był to góral tylko szosa. Objechałem sobie trase Pętli Beskidzkiej 2011 która została nieco zmieniona do wersji z 2010. Wiadomo jak to w beskidach było dużo podjeżdzania ale nawet mi to jakoś szło, do momentu aż nie pojawiłem się na Kamesznicy. Ta góra mnie zniszczyła, pierwszą ścianke po dobrym asfalcie jakimś cudem udało mi się pokonać na bajku jednak odcinek przed szczytem był tak stromy że poległem i wyprowadzałem szose na nogach:) nie jestem z siebie zadowolony ale nie odpuszcze tej górze i wybiore się tam tyle razy aż uda mi się ją pokonać! :)
Oj dawno mnie tu nie było... a wszystko spowodowane przez obrone a następnie jej oblewaniem. Jednak mimo osłabienia po tej drugiej cześci wybrałem się dziś na rower spokojną traską na Paczółtowice i Czerną ale w odwrotnym kierunku niż zazwyczaj.
Dzisiaj, mimo całej masy deszczowych chmur, wybrałem się wkońcu do Miękini porobić sobie podjazdy. Założyłem sobie że wyjade na największą górę w okolicy 3 razy i tak też zrobiłem. Nie było lekko, na końcu każdego podjazdu pot lał się ze mnie strumieniami, miałem myśli żeby zwątpić ale jednak udało się. Wracając już do domu czułem nogi i każdy pagórek konkretnie mnie spowalniał:) teraz w domu siedze już sobie bardzo zadowolny bo wyszła ładna suma podjazdów: 1010m :)
Od kilku dni miałem zamiar wybrać się na szosie do Miękini porobić sobie podjazdy:) ale dziś tak wiało że asfalt odpadał. Jedynym wyjściem było ułożenie trasy pod górala w gęstych lasach. Szybkie spojrzenie na mape i obrałem sobie dwa cele. Pierwszym z nich był Wąwóz Simota koło Regulic. Słyszałem o tych rejonach dużo dobrego i się naprawde nie zawiodłem:) Kolejnym celem był odcinek żółtego szlaku pomiędzy zamkiem w Lipowcu a Chrzanowem. Jednak o tej trasie nie jestem w stanie dużo napisać. Przez późną godzinę oraz deszczowe chmury zrobiło się dosyć ciemno i zamiast kontemplować szlak cały czas obserwowałem i nasłuchiwałem otoczenie czy mnie jakaś leśna buka nie ma zamiaru zaatakować:P Na koniec wycieczki spotkała mnie dosyć dziwna przygoda. Jadąc już przez Ciężkowice puściłem kierownice aby nałożyć okulary i w tym momencie mój rower wpadł w wibracje. Mało brakowało a bym zaliczył solidną glebe na asfalt przy prędkości 35km/h. Jeżeli ktoś nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to wyglądało to przedstawiam efekt "Speed wobble" na przykładzie motoru.
Wąwóz Simota, tutaj można poćwiczyć górską jazdę:)
Po wczorajszej wyciecze nogi mam konkretnie ubite, a znowu jutro szykuje sie większa wyprawa. Żeby nie odstawać jutro od ekipy, postanowiłem dziś wybrać się na chwile rozkręcić nogi i tym samym, mam nadzieje, przyśpieszyć proces regeneracji... :)