Dziś po długiej przerwie spowodowanej wczasami wsiadłem na rower. Miałem plan objechać moje dwie pętelki pod szose czyli Euroterminal oraz Siersze. Na początku jechało się spoko, ponieważ świeżość nóg pozwoliła cisnąć. Potem było już tylko gorzej, moja forma nie wróciła ze mną z wczasów, musiałem się nieźle namachać żeby dojechać do domu, a średnia i tak słaba a nogi zmasakrowane:)
Dziś wybrałem się na szybką trase w kierunku Elektrowni Sierszy i Bukowna. Jednak z Balina zostałem zawrócony do Ciężkowic bo siostrze odkręciła się śrubka w rowerze i musiałem śpieszyć z pomocą. Myślałem że mój wcześniejszy plan wycieczki się nie uda, ale Szwagier był chętny na jazde, więc pocisneliśmy już razem jeszcze raz na Siersze i Bukowno.
Z okazji że moje ostatnie wpisy są dosyć ubogie, to dziś zamieszczam kultowy dialog z kultowego filmu który był inspiracją do tytułu tego wpisu:)
Dziś wybrałem się z koleżanką nad Pogorie. Spotkaliśmy się w Będzinie i wyruszyliśmy z zamiarem objechania wszystkich czterech zbiorników. Jednak na miejscu stwierdziliśmy że nam mało i ruszyliśmy nad Jezioro w Przeczycach gubiąc się kilka razy po drodze:))) Jednak w końcu udało nam się dotrzeć nad wode. Po odpoczynku na plaży i kąpieli udaliśmy się na obiad i w droge powrotną która również nie odbyła się bez przygód:) możliwe że pojawią się tu zdjęcia z tego wypadu tylko w późniejszym terminie...
Na samym początku wycieczki pojechaliśmy pooglądać zwierzyne, tutaj - Dziki Dzik.
Kawałek dalej w Parku Zielona napotkaliśmy na taki obiekt architektury, wiem o nim tylko tyle że podobny można spotkać w Chorzowie.
Ja i Pogoria IV.
Zasłużona kąpiel w Jeziorze Przeczyckim.
Jedyny opanowany przezemnie styl pływania to - topielec:P
No i oczywiście koleżanka Beata :)
Powrót wzdłóż Pogorii.
Tego dnia górki chciały mnie wykończyć :P
Wiadomo że bez przygód niemoże się obejść:)
Jednak wszystko udało się naprawić i mogliśmy wrócić szczęśliwie. Ze wzgledu na trase i towarzystwo wyprawe zaliczam do bardzo udanych i już nie moge się doczekać powtórki:)))
Jako że wybrałem się na weekend ze znajomymi do Ustronia, to korzystając z okazji wziąłem ze sobą rower. Z kilku powodów jednak nie był to góral tylko szosa. Objechałem sobie trase Pętli Beskidzkiej 2011 która została nieco zmieniona do wersji z 2010. Wiadomo jak to w beskidach było dużo podjeżdzania ale nawet mi to jakoś szło, do momentu aż nie pojawiłem się na Kamesznicy. Ta góra mnie zniszczyła, pierwszą ścianke po dobrym asfalcie jakimś cudem udało mi się pokonać na bajku jednak odcinek przed szczytem był tak stromy że poległem i wyprowadzałem szose na nogach:) nie jestem z siebie zadowolony ale nie odpuszcze tej górze i wybiore się tam tyle razy aż uda mi się ją pokonać! :)
Oj dawno mnie tu nie było... a wszystko spowodowane przez obrone a następnie jej oblewaniem. Jednak mimo osłabienia po tej drugiej cześci wybrałem się dziś na rower spokojną traską na Paczółtowice i Czerną ale w odwrotnym kierunku niż zazwyczaj.
Dzisiaj, mimo całej masy deszczowych chmur, wybrałem się wkońcu do Miękini porobić sobie podjazdy. Założyłem sobie że wyjade na największą górę w okolicy 3 razy i tak też zrobiłem. Nie było lekko, na końcu każdego podjazdu pot lał się ze mnie strumieniami, miałem myśli żeby zwątpić ale jednak udało się. Wracając już do domu czułem nogi i każdy pagórek konkretnie mnie spowalniał:) teraz w domu siedze już sobie bardzo zadowolny bo wyszła ładna suma podjazdów: 1010m :)
Dziś z Januszem i Funiem skoczyliśmy na Jure wykręcić 200km (moje pierwsze). Pierwszym naszym celem były zamki w Mirowie i Bobolicach, i tą część trasy przejechaliśmy szybko i sprawnie. Po 70km zaczeły się dla mnie schody, a mianowicie dopadł mnie kryzys. Myślałem że nie dam rady dojechać do Olsztyna i wrócić do domu. Jednak po wlaniu w siebie 0,5 litra wody zaczeło jecheć mi się coraz lepiej, ale cięgle jeszcze dokuczał nam wiatr. W drodze powrotnej temperatura zaczeła rosnąć i z każdym kilometrem jechało mi się coraz lepiej, nie czułem zmeczęnia oraz nogi dostały odpowiedniej mocy do atakowania podjazdów:) Wycieczka udana, zresztą jak każda z Januszem i Funiem, momentami nie mogłem wytrzymać ze śmiechu, a momentami się nie odzywaliśmy ponieważ każdy miał swój mały kryzys na trasie. Nie będę opowiadał co widzieliśmy po drodze bo to pokażą zdjęcia, których ja zamieszcze kilka a całem mnóstwo będzie można podziwiać na profilu Funia oraz Janusza.
Pogoda rano nie była zbyt objecująca przez co z wypadu zrezygnowało 2 kolegów.
Jednak po kilkunastu kilometrach drogi były już suche.
Takie krajobrazy towarzyszyły nam przez całą wyprawe.
Jedyny otwarty sklep w okolicy.
Skała "Okiennik"
Dobrze jest mieć się na kim wesprzeć w ciężkich momentach:)
Na prostej :)
Funio pozuje przed zamkiem w Mirowie.
Odbudowany zamek w Bobolicach, zwiedzanie 10zł.
Te dwie postacie w szczelinie to Funio i Janusz.
Dziś nie obyło się bez procesji.
Ciekawe z czego Funio tak się śmieje?
Janusz napełnia bidony źródlaną wodą.
Pałac w Złotym Potoku.
Pałac w Złotym Potoku.
Funio czeka na chwile przyjemności:)
Janusz pokazuje co o mnie myśli:)
Staraliśmy się wracać bocznymi drogami z podjazdami na które nie było już siły.
Po wczorajszej wyciecze nogi mam konkretnie ubite, a znowu jutro szykuje sie większa wyprawa. Żeby nie odstawać jutro od ekipy, postanowiłem dziś wybrać się na chwile rozkręcić nogi i tym samym, mam nadzieje, przyśpieszyć proces regeneracji... :)
Wybraliśmy się o 8:00 pojeździć sobie spokojnie 2-3godz. w okolicach Chrzanowa. Skończyło się na tym że w domu byłem o 13:00 i nie było tak lajtowo bo zaliczyliśmy 7 podjazdów oznaczonych znakiem informującym kierowców o sporym nachyleniu. Od Klucz dokuczał nam wiatr, a ostatnie 15km jechaliśmy w deszczu ale mimo to wycieczka zaliczona do kategorii "bardzo udanych" :)