Na niedzielne szosowanie wybrałem z Vanem i Piofcim. Dziś nieważne były kilometry w poziomie lecz metry w pionie, dlatego też trasa była ułożona tak żeby natrzaskać jak najwięcej górek w okolicy.
Udało się! Ponad 1000m w pionie na niecałych 100km.
Krajobraz Unii Europejskiej na Passo del Płoki.
Końcowy odcinek Passo del Płoki.
Pod górę ogień! (taka kolejność zawodników na podjeździe dziś była tylko raz)
Na płaskim bajabongo.
Chłopaki z Jaworzna.
Van cieszy się z faktu że jest ostatni :)
Piofci potrafi robić podjazdy o nachyleniu 100% (45 stopni).
Na pierwszą górską jazdę w 2014 wybrałem się do Szczyrku z zamiarem objechania go szczytami. Na pierwszy ogień poszedł podjazd, do Schr. PTTK Na Klimczoku (1040m n.p.m.), zielonym szlakiem.
Widoki podczas wspinaczki rekompensowały zimno i deszcz.
Przez Przełęcz Karkoszczonka (729m n.p.m.) jedziemy czerwonym szlakiem do Przełęczy Salmopolskiej (934m n.p.m.)
Kilka odcinków musimy z Kamilem podchodzić.
Pogoda się poprawia.
Na Malinowskiej Skale (1152m n.p.m.) widoczki robią wrażenie.
Skrzyczne (1257m n.p.m.) zdobyte.
Na sam koniec został ostry zjazd niebieskim szlakiem, co widać na końcówce profilu.
Mamy 28 grudnia, prawdopodobnie dziś byłem ostatni raz na rowerze w tym roku, dlatego wypadałoby podsumować te ostatnie 12 miesięcy. 2011 był rokiem najbardziej intensywnym w moim życiu pod względem roweru. - przez cały rok wykręciłem prawie 8tys. km. (albo troche ponad) - w siodle spędziłem 344 godziny - na rower wychodziłem 137 razy - sam 77 razy - w towarzystwie 44 razy - średnio na wycieczke przejechałem 55,36km w czasie 2:20 godz. - najbardziej aktywnym miesiącem pod względem kilometrów i czasu spędzonego na rowerze był czerwiec: 1256km i 52 godz. (średnio 1:45 dziennie!!) - najmniej aktywnym miesiącem pod każdym względem był styczeń
Na koniec chciałem podziękować wszystkim i każdemu z osobna za towarzystwo podczas wycieczek. W przyszłym roku mam nadzieję na jeszcze więcej wspólnych wypraw. A teraz zapraszam na krótki pokaz zdjęć z mijającego roku....
W ostatni dzień świąt umowiłem się na wspólne kręcenie z Januszem i Funiem. Zbiórka była wyznaczona o godzienie 8:00, w miejscu oddalonym o 10km od mojego domu, więc gdy wyjeżdżałem było jeszcze prawie ciemno. Na początku naszym celem były skałki za Elektrownią Sierszą. Dotarliśmy tam terenem, jednak niesprzyjające warunki na ścieżkach, zmusiły nas aby reszte kilometrów pokonać asfaltem. W innym wypadku kompletnie zajechalibyśmy nasze napędy. Przed dalszą trasą postanowiłem oczyścić rower w pierwszym napotkanym potoku. Na początku Funio, Janusz i przypadkowy pan patrzyli na mnie jak na głupka, kiedy moczyłem rower w rzeczce. Jednak widząc efekty kąpieli zaraz sami zeskoczyli do wody aby wypłukać błoto z napędów (oprócz przypadkowego pana). Z Bukowna przez Sławków, Dąbrowe i Sosnowiec dotarliśmy do Jaworzna, gdzie na koniec wycieczki zaliczyliśmy krótki kawałek szlaku rowerowego wzdłuż Białej Przemszy.
W drugi dzień świątecznego kręcenia wybrałem się znowu w teren. Miałem nadzieje że dwa dni roztopów nie zrobi ze ścieżek błotnej masakry - myliłem się. Jednak mimo to, bawiłem się dobrze kręcąc sobie bez większego celu po lokalnych terenach. Jutro już sie chyba tak nie ubłoce ponieważ w nocy ma być jakiś przymrozek, za to będzie jeszcze większa zabawa z utrzymaniem równowagi na prostej drodze:)
Takie życzenia znalazłem dziś na necie, wiec przesyłam je dalej i podpisuje się pod nimi dla Was:
Żeby w plecy wiał wiaterek, by jak piórko był rowerek, żeby nóżki podawały aż wychodzą innym gały, żebyś na Mistrzostwach Świata ciął największą górę z blata, a rój nagród i medali niech Ci cały dom zawali !!!
Na krańcach Jaworzna.
Buszujący w zbożu.
Widok 1.
Widok 2.
Nie było dziś pogody do opalania się :)
Z tej wieży wypatrują UFO :)
Kto tu jeszcze nie był ten... :)
Przydałoby się kilka kubików wziąść do domu :)
Jechałem tędy już tysiąc razy, a dopiero dziś zauważyłem ten krzyż schowany w lesie 10m od drogi.
Przyjechałem do domu na święta i zamierzam korzystać z wolnego czasu i codziennie pojeździć na rowerze. Żadna prognoza czy faktyczna aura za oknem mnie nie interesuje, i tak będę jeździł do tzw. porzygu:) Jutro rano też się wybieram, są jacyś chętni aby dołączyć?
Po wczorajszym wypadzie i prognozach pogody nie nastawiałem się w ogóle na rower. Nawet w planach miałem już wizytę na siłowni. Jednak widząc bezchmurne niebo zmieniłem zdanie w ostatniej chwili i wyskoczyłem na rower. Na początku droga ta sama co wczoraj czyli jazda ul. Balicką i odbicie na Rząske. Jednak kawałek dalej skręcam już na Zelków i tam spotykam podjazd który okazuje się bardzo długi i męczący jednak widoki i spokój rekompensują wysiłek. Wracam przez Będkowice gdzie jest nowy asfalt. Jednak łapie tam kapcia ponieważ w dolinkach zamiast soli do posypywania dróg używają drobnych kamyczków. W Rudawie postanawiam jeszcze skoczyć na Nielepice, Brzoskwinie, Baczyn, jednak po pierwszym podjeździe czuje że zaczyna brakować mi sił i przez Aleksandrowice wracam do Krakowa.
Widok z Zelkowa na początek Doliny Kluczywody.
Typowo Jurajskie klimaty. Zdjęcie zrobione pomiędzy Wierzchowicami a Będkowicami. Na asfalcie widać drobne kamyczki przez które złapałem dwa razy kapcia tego dnia.
Nadszedł weekend wiec pojawia sie szansa wyjścia na rower. Zapowiadali pogodę nie rowerową jednak wstaje rano a tu ładnie słoneczko świeci, niebo niebieskie i tylko gdyby nie ten wiatr... W planach miałem zobaczyć Bramę Bolechowicką, przejechać przez Dolinę Będkowską, i te cele osiągnąłem. Wracając postanawiłem przedostać się przez Wąwóz Kochanowski na drugą stronę Garbu Tenczyńskiego. Kiedyś już jechałem ten podjazd, ale wtedy widocznie miałem lepszą kondycję, bo nie zapamiętałem go tak dobrze jak dziś.
Brama Bolechowicka.
Brama Bolechowicka widziana z drogi.
Sokolica w Dolinie Będkowskiej. Kto odnajdzie pare wspinaczy?
W tygodniu pogoda była dobra na rower ale brakowało czasu. W sobote natomiast od samego rana padało a czas na rower był. Już myślałem że będę się musiał obejść smakiem, ale koło 13:00 przestało padać i już za 30min siedziałem na rowerze pedałując w kierunku Sosiny. Nie byłem sam, bo udało mi się namówić na rower tate. On wpadł na pomysł żeby omijać asfaltowe drogi i tak za Sosiną wjechaliśmy na nieczynne wyrobiska piaskowni i udaliśmy się w kierunku Boru Biskupiego, który i tak omineliśmy bo w trakcie odbiliśmy na Sierszę. Potem przez Luszowice i Okradziejówke dojechaliśmy do Czarnego Stawu. Z tego miejsca dzielił już nas tylko moment o Cieżkowic skąd prosto asfaltem trafiliśmy do Szczakowej na obiad.