Dziś nareszcie udało mi się spotkać Ewe (efff) w realu (nie byliśmy razem na zakupach:) ), bo jakoś do tej pory zawsze mi umykała. Oglądaliśmy razem zaćmienie księżyca a raczej zaćmienie nieba, ponieważ na Sosinie nie było nic kompletnie widać. Z naszej rozmowy wynikło że chodziliśmy do jednej szkoły, jednak któreś z nas musiało dużo lekcji opuszczać bo po twarzy się nie kojarzyliśmy:) Z Sosiny wyruszyliśmy jak było już ciemno. Osobiście rzadko jeżdżę po zachodzie słońca dlatego zostałem zaskoczony ilością ludzi którzy śmigają z lampkami na rowerach.
Taka tam sobie lajtowa wycieczka z kumplem, wolnym tempem aby chłonąć widoki oraz świeże powietrze:))) Trasa prowadziła przez: Sosine - Piaskownie - okolice Boru Biskupiego - Luszowice - Cięzkowice - Dobrą.
Panorama na czynne wyrobisko piaskowni obok Boru Biskupiego.
Po ciężkim weekendzie przyszedł czas na rower. Wybraliśmy się z Bartkiem przed siebie, a z czasem wpadł pomysł żeby skoczyć na Płoki terenem. I tak przez Doline Żabnika i Siersze suneliśmy lasami w kierunku naszego celu. Prędkości na prostych dochodziły do 22km/h :) ale dobrze sie tak jechało bo nikt nie miał weny żeby pocinąć mocniej. Jedynie tyłek troche boli od takiej wolnej jazdy. Wracaliśmy z Płoków też lasami ale coś pobłądziliśmy i zamiast wylądować w Bukownie wyjechaliśmy w Olkuszu. Ale i dobrze poznałem kawałek nowego terenu. Lasy w tamtych okolicach są wielkie. Aby opisać ich klimat możnaby zacytować fragment jakiejś bajki. Nic tylko zejść z rowera walnąć się na trawke i leżąc chłonąć spokój tam panujący. Jednak przestrzegam wszystkich, na większości ścieżek jest dużo piachu z którym trzeba walczyć aby poruszać się do przodu.
-Dzień dobry panie doktorze Nedvet z tej strony się kłania Ja w sprawie wyników dzwonię -Panie Nedvet obawiam się, że mam dla pana smutną nowinę Może lepiej by było gdyby pan usiadł Obawiam się, że...naprawdę nie wiem jak to powiedzieć Ale podejrzewam, że jest pan nosicielem cyklozy - ale jakto? dlaczego? co to oznacza? - jest to nieuleczalna choroba która opanowała Pana umysł i ciało - ale Panie doktorze ja jestem jeszcze młody, całe życie przedemną, chce żyć - Panie Nedvet jest jeden sposób pozwalający żyć z tą chorobą musi Pan pędzić najdalej, najwyżej i najszybciej jak to jest tylko możliwe. Wtedy widoki będą cieszyć oczy, płuca dostaną metry sześcienne tlenu a pęd roweru będzie wyzwalał w Panu niezliczone ilości hormonu szczęscia który pozwoli przeżyć w normalnym świecie do następnego wypadu na rowerze:)
Dziś pojechałem z Funiem do Pilicy bo mieliśmy tam rezerwacje:D
Miałem dziś nigdzie nie wychodzić i uczyć się cały dzień. Jednak o 17:00 dostałem propozycje wyjścia w teren. Jeżeli o mnie chodzi to ja pacierza i roweru nigdy nie odmawiam. Miała być godzinka a wyszły ponad dwie:) Mimo że dziś zaliczyłem niezaplanowaną wycieczke to jutro wybiore się na zaplanowaną szose:)
Wybrałem się terenem przez Burki w stronę Bukowna. Koło Sosiny spotkałem Janusza który miał już w nogach 70km i wracał do domu. Jednak nietrudno było go namówić na dodatkowe 40km w terenie. Poniżej trasa naszej wyprawy...
Trasa: Wisła Podmalinka – Smerkowiec (835m n.p.m.) – Przełęcz Salmopolska (934m n.p.m.) – Malinów (1114m n.p.m.) – Zielony Kopiec (1152m n.p.m.) – Gawlasi (1076m n.p.m.) – Magurka Wiślańska (1140m n.p.m.) – Barania Góra (1220m n.p.m.) – Wisła Czarne
5:00 wstaje z łóżka, pada deszcz ale się zbieram. Dzwoni Nemo, rozmawiamy chwile czy jechać w taką pogodę ale w końcu się decydujemy. Całą drogę autem pada i to konkretnie. Przyjeżdżamy na parking w Wiśle niedaleko skoczni Adama Małysza i w tym momencie deszcz ustaje.
Dosłownie za moment pokazuje się pierwszy skrawek czystego nieba i wychodzi tęcza. Wizja deszczowo-błotnej wyprawy znika, więc humory poprawiają nam się o 100%. Szybko wypakowujemy rowery i z bananem na twarzy ruszamy w góry. (foto by Nemo)
Na początek podjeżdżamy zielonym szlakiem na Smerkowiec. W tle po prawej widać skocznie.
Wyjechaliśmy dopiero kawałek pod góre, a widoki robią się już przednie. (foto by Nemo)
Po chwili gubimy szlak i tym samym fundujemy sobie pchanie rowerów pod góre, ale naszczęście niedużo.
Po odnalezieniu właściwej drogi kierujemy się na Salmopol. Tam wcinamy obiad i rozmawiamy z 60 letnimi bikerami którzy śmigają na fullach:)
Przed Malinowem spotykamy kolege Nema, który jedzie z nami prawie aż do Malinowej Skały, a potem odbija na Skrzyczne. (foto by Nemo)
Jeszcze zanim się rozdzieliliśmy mnie spotyka "Psssssst" (foto by Nemo)
Nemo walczy ostro ze stromym podjazdem, a w tle ścieżka którą przed chwilą jechaliśmy.
Ostatni podjazd pod Baranią, który bardzo mi się podobał, bo prawie w całości można pokonać go w siodle. (foto by Nemo)
I oto cel naszej wyprawy, widok z platformy na Baraniej Górze.
Tego dnia Nemo zrobił mi dużo fajnych zdjęć. (foto by Nemo)
Co on tam robi przy tym drzewie?
I wszystko jasne, podziwia widok na Tatry:) (foto by Nemo)
Teraz pozostał już tylko zjazd bardzo trudnym niebieskim szlakiem do Wisły, na którym moja rama wyginała się na boki jak z plasteliny. (foto by Nemo)
Tak wygląda początek największej rzeki w Polsce i w tym miejscu kończy się moja wycieczka z Nemem. Było super minęło dopiero kilkanaście godzin od powrotu do domu, nogi jeszcze bolą ale w każdym momencie spakowałbym rower i objechał jeszcze raz tą trase.
Już kilka dni temu umówiłem się z Nemem, że skoczymy terenem na Laski, bo podobno jest tam jakaś jaskinia do której można wejść. Wczoraj okazało się że dołączy do nas Van, i tak we 3 ruszyliśmy z Sosiny. Jechaliśmy tam po niebieskim szlaku, który momentami był bardzo fajny a momentami zapewniał nam przeprawy błotne. Powrót troche inną drogą która w pewnej cześci nie była zbyt ciekawa, ale jakoś daliśmy rade. Wypad udany, a myślałem że po wczorajszych górach nie będę miał dziś siły kręcić. Do zdjęć zapraszam do galerii Vana.